Wyniki badań na surowym weganizmie, witamina B12 i początki wakacji

0
12
Rate this post

Gdy nie trzeba już od rana gonić na uczelnię i robić tysiąca innych, równie nic nieznaczących czynności, znalazłam chwilę czasu by postać sobie w kolejkach pełnych niecierpliwych i narzekających personaliów i oddać krew na badania. Tak jak poprzednio ograniczyłam się tylko do pełnej morfologii i poziomu witaminy B12, by za mocno nie nadwyrężyć budżetu.
Najświeższe badania – po 2 latach i niecałych 4 miesiącach na 100% witariańskim weganizmie.

Obecne wyniki (03.07.2014)

Witamina B12 pięknie podskoczyła. Nie spodziewałam się aż takiego wyniku, mimo, że doskonale po sobie czułam ustąpienie objawów niedoborowych. Drętwienie rąk i nóg, wypadające włosy, zaburzenia koncentracji, osłabienie i zmęczenie – wszystko ustąpiło momentalnie już po niedługim czasie codziennej suplementacji. Obecny poziom plasuje się w górnej granicy norm, więc jest bardzo dobrze.

Przy morfologii nieco zastanawia mnie niski poziom białych krwinek i zarazem rosnący poziom monocytów. PDW wciąż obniżone, ale przynajmniej w tendencji rosnącej. Jednak moje średnie (może trafniej by było: minimalne) pojęcie o interpretacji wyników morfologii pewnie pociągnie za sobą parę pytań do witariańskich stworzeń, nieco bardziej obeznanych w temacie. Może wtedy się dowiem czy są w tych wynikach powody do obaw.

Dla porównania – wyniki poprzednich badań (30.10.2013)

Co więc mogę rzec. Wyniki morfologii zbliżone do poprzednich, wydają się być całkiem w porządku – sama czuję się fantastycznie i raczej to jest mój główny wyznacznik. B12 na pięknym poziomie i to mnie w tym momencie najbardziej interesowało w tych wszystkich liczbach.

Poziom witaminy B12 powinien się utrzymywać przynajmniej w połowie laboratoryjnych norm, dlatego jeśli jest niższy – mocno zachęcam do suplementacji wegańskich witaminek.

Dopiero co zakończyła się sesja, a tu już za nami pierwszy tydzień studenckich wakacji. Choć o wakacjach w pełnym tego słowa znaczeniu pewnie ciężko już mówić. Jednak gdzieś między pracą i ogarnianiem planów emigracyjnych zawsze znajdzie się kilka chwil, na nieco przyjemniejsze czynności.

Na początek nurkowanie po sprzęt, żeby przy pięknej, słonecznej pogodzie troszkę się zdjęciami pobawić.

Kilka poprawek i można dalej katować deskę. Mój sposób na ogromne upały? Czapka na łeb, deska pod nogi i jazda na stadionową miejscówkę. Jakieś ollie przez studzienkę, kilka prób flipów, przejechanie 200 metrów – i człowiek zaczyna dostrzegać na sobie coraz więcej spływajacego potu. Zdecydowanie jest to wspaniałe, wyzwalające uczucie, gdy po godzinie-dwóch skejtowania czuje się to zgrzanie i pot w każdym miejscu na ciele. Nie, nie, wcale nie obrzydliwe, witariański pot nie jest zbyt intensywny i nieprzyjemnypo prostu sobie jest. 

Krótka przerwa na zebranie myśli.. ..jak to będzie w tym miejscu za kilka dni, kiedy na Stadionie pojawi się Metallica przy okazji tegorocznego Sonisphere Festival‚u. Na myślach się kończy, bo przecież sama nie uświadczę swojej obecności na koncercie. Może chociaż wycie Jamesa z okna usłyszę. Albo tylko po nocy będę mogła zerkać pod blok na tłumy wracających z koncertu. Te uroki mieszkania na Pradze..

Drobne uzależnienie od świeżych daktyli także nie mija. Obowiązkowe daktylowe zakupy poczynione. No w każdym razie na jeden dzień.