Surowy wysokowęglowodanowy weganizm – najlepsza dieta dla każdego, gwarancja świetnej sylwetki i idealnego zdrowia. Recepta na wszelkie dolegliwości i problemy, sposób na długowieczność. Wielu żyje w takim przekonaniu, z powodzeniem tak się odżywia i jak najbardziej to rozumiem – niech każdy robi to, co uważa za słuszne dla siebie.
A ja? Nie, ja zdecydowanie nie uważam odżywiania raw jako idealnego, najlepszego i wskazanego dla wszystkich.
Dla mnie surowy weganizm to tylko całkowite uproszczenie weganizmu, które niesie za sobą rozpędzony metabolizm, fantastyczne, błyskawiczne trawienie i ogrom owocowego słodkiego smaku, który idealnie wpasowuje się w mój gust kulinarno-gastronomiczno-żywieniowy.
Nie jest to dla mnie recepta na zdrowie, bo nigdy poważnych problemów ze zdrowiem nie miałam. A czy witarianizm jest gwarancją idealnego zdrowia? O tym też nie jestem przekonana i na pewno wstrzymałabym się z takimi tezami, ponieważ nie mamy żadnych badań naukowych, które potwierdzałyby skuteczność surowego weganizmu w tym zakresie. My też miewamy różne dolegliwości, niedobory, mało kto ma prawidłową masę ciała i nie zawsze wszystko działa, jak trzeba.
Nie szukałam też w wegańskim witarianizmie powrotu do natury i najbardziej naturalnego sposobu odżywiania, bo do niczego mi to nie jest potrzebne. Nie mam problemu z przyjmowaniem niezbędnych wegańskich suplementów i nie przeszkadza mi to, że te tabletki B12 i D3 nie rosną na drzewach. Nie odrzucam wykonywania badań krwi, by kontrolować stan swojego zdrowia, mając styczność z pracownikami placówek medycznych. Nie jest też dla mnie problemem pisanie o mniej przyjemnych aspektach takiego odżywiania i wszelkich problemach – tych, które także mnie dotyczą.
W naszej „witariańskiej społeczności” jest ogrom osób, które uwielbiam, cenię i bardzo się cieszę, że mogę czerpać wiedzę z ich doświadczeń. Jednak nie zamykam się tylko na nasze osobiste przeżycia, nie wszystko do mnie przemawia, a każdą informację przepuszczam przez moje filtry, które nie idą ślepo za tym, co piszą inni i nie kierują się ich przekonaniami. Nie zamykam się na jedno źródło wiedzy. Tak samo interesuje mnie naukowe podejście do roślinnej diety, alternatywne sposoby odżywiania czy nawet to, co mają do powiedzenia zwolennicy i propagatorzy diety paleo, głodówek i innych wymysłów. Staram się mieć otwarty umysł na wiedzę, przyswajać informacje i czerpać z nich to, co uważam za słuszne dla mnie. Każdy, kto odżywia się całkowicie na surowo, sam zbiera swoje doświadczenie, sam się uczy, popełnia błędy i wynosi wnioski. Testujemy po prostu na sobie taki styl odżywiania i życia.
Dlaczego więc ja się tak odżywiam?
Bo uwielbiam takie jedzenie! Najprostsze, niezmieszane smaki, przygotowanie posiłków wymagające jedynie obrania i pokrojenia surowych owoców i warzyw. Mnóstwo kalorii, które nie mają negatywnego wpływu na moje ciało. Ja nie czuję tu żadnych ograniczeń i wyrzeczeń. Jeżeli masz podobne odczucia i takie jedzenie to dla Ciebie przyjemność, to jak najbardziej uważam witariański weganizm za fantastyczny sposób na życie.
Jednak.. ..nic na siłę!
Przeraża mnie ilość osób, którą się męczy z takim odżywianiem, odczuwa, że ma mnóstwo wyrzeczeń i dopadają ją wyrzuty sumienia, gdy zje coś niesurowego, bo organizmowi tego brakuje i ma na to ochotę.
Po co? Po co na siłę się męczyć, jeśli tego nie czujesz? Chcesz zdrowia, optymalnej sylwetki, zdrowej masy ciała? Wegańskie – całkowicie roślinne – odżywianie naprawdę zazwyczaj wystarczy. Powinno być tylko odpowiednio zbilansowane, jak najmniej przetworzone i uzupełnione o wegańskie suplementy (B12, D3). Nie trzeba unikać tłuszczu, który jest bardzo istotnym składnikiem – zwłaszcza u kobiet jest niezbędny do poprawnej pracy hormonów. Nie warto przeginać z jego ilościami, bo oczywiście tłuszcz jest nadal tłuszczem, ale spokojnie może być go więcej, niż nasze skrajne 5-10%. Dr Campbell czy Dr McDougall w swoich książkach także propagują i zalecają dietę roślinną, opartą głównie na węglowodanach – nie muszą one jednak być surowe. Jeżeli wolisz zjeść soczewicę, ziemniaki czy ryż zamiast dziesięciu bananów, to jedz to, na co masz ochotę i do niczego na siłę się nie musisz zmuszać.
To, że ja się ożywiam całkowicie na surowo nie oznacza, że gotowane wegańskie jedzenie jest trujące, nie wskazane i należy je potępiać. To, że ja nie lubię tłuszczu i nie czuję potrzeby, by go spożywać, to nie znaczy, że to jest słuszne dla ogółu i ktokolwiek powinien się na tym wzorować. To, że zjadam tak ogromne ilości daktyli, nie oznacza, że wszyscy musza dostarczać sobie tyle kalorii. Ja sama cały czas tylko doświadczam. Uczę się na sobie i po prostu idę ścieżką żywieniową, która mi idealnie odpowiada.
Chcesz spróbować witarianizmu? Samemu się uczyć i zbierać doświadczenie na surowym weganizmie, bo wydaje Ci się, że takie odżywianie Ci pasuje i dobrze się u Ciebie sprawdzi? Spróbuj i sprawdź! Ja mogę Ci tylko podrzucić posta z kilkoma radami oraz spis wszystkich postów ze wskazówkami i życzyć powodzenia. Jednak jeżeli jedzenie na surowo Cię męczy, nie zadowala, nie sprawia przyjemności, kłóci się z trybem życia – warto odpuścić. To tylko jedzenie. Jedzenie, dla którego są także inne zdrowe, wegańskie alternatywy. Nic na siłę.