Co ma wspólnego (surowy) weganizm i minimalizm? Właściwie to nie musi mieć nic. A z drugiej strony – nawet tego nie zauważając – może gdzieś tam mocno się połączyć. Tak też – z przyzwyczajenia – nie dostrzegając tego na co dzień, okazuje się, że witarianizm wpływa na upraszczanie życia i minimalizowanie w nim tego, co jest zbędne.
Oczywiście to nie jest tak, że surowy weganizm (czy w ogóle weganizm) łączy się z minimalizmem u każdego. Nie, to nie jest żadna reguła, bo każdy z nas ma inne podejście do życia. To są dwie osobne ścieżki, które u jednych się łączą, a u innych nigdy nie spotkają. Ja sama niekoniecznie wpasowuję się w tą minimalistyczną ideę, w której nagle ludzie zaczynają uświadamiać sobie, jak zagracone mają życie, ile posiadają zbędnych śmieci i przeprowadzają rewolucję odgracania i zmieniania swojego podejścia do konsumpcjonizmu i wszelkich innych aspektów, które do tej pory towarzyszyły im w życiu. Ja stoję trochę obok, bez olśnienia i świadomych rewolucji. Ja sobie tylko tak żyję.. ..zauważając po pewnym czasie, jak bardzo „samo z siebie” uprościło się życie i jak ta ścieżka splata się z minimalizmem w wielu obszarach.
Minimalizowanie tego, co tak naprawdę nie jest nikomu z nas niezbędne, przyjemność z prostoty i bardziej świadome istnienie.. ..weganizm czy surowy weganizm może właśnie okazać się ścieżką, na którą warto wejść, by przekonać się jak potrafi uprościć życie. A ja – jak to zazwyczaj bywa – nie będę tu prawić, namawiać i zachęcać – ale napiszę o własnych spostrzeżeniach, które zaczęłam dostrzegać, a wcześniej „po prostu się działy” i nie zwracałam większej uwagi na to, jak RAW wegański sposób życia może zmierzać w kierunku minimalistycznego życia.
Jedzenie
Oczywiście.. ..przede wszystkim prostota surowego weganizmu to totalne zminimalizowanie produktów, które są przez nas konsumowane. Świeże owoce, warzywa, orzechy, nasiona i kiełkowane rośliny. I na tym koniec. Nie ma tu miejsca na jakiekolwiek niesurowe i nieroślinne pożywienie. Nic więcej nie jest potrzebne i konieczne.
Zakupy
Może ilości owoców i warzyw są u mnie baaaaardzo dalekie od minimalistycznych, ale jednak minimalistyczny jest zakres produktów, które kupuję, co wiąże się oczywiście z pierwszym punktem. Świeże owoce i warzywa, kiełki, może jakiś kokos. I na tym się kończy moja lista zakupów, a tym samym w sklepach zakupy kończą się na alejce owocowo-warzywnej. Nie łażę po całym sklepie, nie szukam produktów, nie czytam składów, nie zastanawiam się co kupić. Mam swoje stałe, wpasowujące się w moje upodobania warzywa i kiełki, sięgam po ulubione i akurat dostępne owoce. Jedyne do czego ograniczają się porównania i wybory, to na którym straganie na targu jest najlepszy stosunek ceny do jakości konkretnych warzyw i owoców, po które chcę sięgnąć. To jest przede wszystkim uproszczenie wegańskich zakupów – nie trzeba analizować składów czy szukać produktów, które nie maja w sobie nic odzwierzęcego.
Marnowanie jedzenia
Świeże, surowe, roślinne produkty muszą być zjadane i uzupełniane na bieżąco, więc rzadko kiedy cokolwiek ma szansę się zmarnować, bo nie zostanie skonsumowane. Po posiłkach także nie zostają żadne niedojedzone resztki, bo człowiek bierze i zjada tyle owoców i warzyw, ile chce, na ile ma ochotę, ile potrzebuje. Duże ilości owoców i warzyw także trochę ważą i mają sporą objętość, więc zważając na to, że trzeba je dotargać do domu, to nie zdarza mi się kupić więcej, niż byłabym w stanie zjeść przez kilka dni. W ciągu całego roku zdarza mi się wyrzucić może 4-5 sztuk owoców, które gdzieś tam przypadkiem niezauważone w upalnym lecie zdążą się zepsuć. W moim odczuciu to znikoma ilość, która nie może się równać z codziennym wyrzucaniem chleba, resztek po obiadach, niezjedzonych kanapek, przeterminowanych produktów czy efektów nieudanych eksperymentów kulinarnych.
Opakowania i śmieci
Sama nie jestem mistrzem w nieużywaniu folii i plastiku, bo nadal – kiedy muszę – zmagam się z używaniem jednorazówek do zważenia kilogramów cytryn, pomidorów czy innych owocków w większych ilościach i gdzieś tam świta mi wprowadzenie alternatywy dla pakowania produktów, które trzeba zważyć. Ciężko też obejść sklepowe opakowania po kiełkach, orzechach, nasionach czy – niestety paczkowanej – sałacie i innej zieleninie. Jednak ilości plastiku, śmieci i opakowań, które są używane na surowym weganizmie, są zazwyczaj nieporównywalnie mniejsze, niż przy standardowym odżywianiu „przeciętnego polaka”. Żadnych opakowań i pozostałości po słodyczach, chipsach, płatkach, przyprawach, sosach, wszelkich produktach mięsnych, nabiale i – w przypadku standardowego weganizmu – wegańskich substytutach nabiału i mięsa, a także pieczywie, mąkach, gotowych daniach, napojach i całej reszcie produktów, które wykluczamy ze swojej diety. Tego plastiku jest faktycznie znacznie, znacznie mniej.
Wydatki poza jedzeniem
To z jednej strony i najmniej przyjemny aspekt surowego weganizmu. No cóż, witarianizm u większości z nas wymaga dość sporych nakładów finansowych, związanych z jedzeniem. Owoce i warzywa w ogromnych ilościach wcale do najtańszych nie należą, nawet jeśli nie sięga się po te ekologiczne. Oczywiście, że można bazować na tanich, polskich produktach takich jak jabłka, gruszki, kapusta i warzywa korzeniowe, do tego dorzucić banany i korzystanie z dziko rosnącej zieleniny, która przecież jest darmowa. Jednak, jeżeli nasze upodobania sięgają do mango, papai, fig czy awokado, a w lecie nie chcemy sobie żałować sezonowych owoców, to te koszty rosną. Tutaj jednak pojawia się kwestia priorytetów – wydatki na jedzenie stają się inwestycją w siebie. Inwestycją, która jest ważniejsza, niż kolejne sprzęty, ubrania, wycieczki i inne kosztowne rozrywki. Kolejna para butów wcale nie wygląda zachęcająco, jak orientujesz się ile wspaniałych mango możesz kupić za tę kwotę.. ..tyyyyyle przyjemności z jedzenia, więc po co kolejny grat do szafy 😉 Oczywiście – czasem trzeba lub po prostu bardzo chce się coś kupić. Wtedy się kupuje. Ale to są świadome wydatki, które nigdy nie pojawiają się tylko dlatego, że „żal nie kupić”, „była promocja”, „może się kiedyś przyda”, „takie tanie to wezmę”.
Sprzęty i energia
Kuchenki, piekarniki, mikrofalówki, opiekacze, tostery – to wszystko jest całkowicie zbędne na surowym weganizmie. Specjalne „witariańskie” urządzenia, jak dehydratory, suszarki, wyciskarki, sokowirówki, blendery, food procesory czy spiralizery do warzyw, też nie są konieczne. Mi wystarcza ledwie kilka najprostszych przedmiotów, jak nóż czy deska – co dokładniej opisywałam w poście o mojej „raw wegańskiej kuchni”. A niezbędnych na RAW odżywianiu jest tak naprawdę jeszcze sporo mniej, niż ja posiadam dla własnego komfortu. Garnki, patelnie, woki, foremki, blachy i inne chochle i trzepaczki to także całkowicie zbędne przybory w surowej wegańskiej kuchni, a naczynia również mogą być ograniczone do minimum. Poza miską czy talerzem i szklanką wiele więcej nie potrzeba. A co za tym idzie – zmywarka także jest całkowicie zbędna. Brak gotowania i jedzenie na surowo, to także zerowe zużycie gazu i znacznie mniejsze zużycie prądu.
Czas
Przygotowywanie jedzenia, to umycie i ewentualnie obranie i/lub pokrojenie owoców i warzyw. Czyli totalnie fast-foodowy sposób odżywiania. Stawiając na prostotę surowej diety wystarczy jeść w najprostszej postaci owoce, warzywa, nasiona, kiełki i orzechy. Moczenie orzechów i nasion czy kiełkowanie to także czynności, które wymagają ledwie kilkudziesięciu sekund. Zamiast tracić czas na przygotowywanie posiłków i wyszukanych potraw, można więcej czasu poświęcić na powolną, świadomą, spokojną konsumpcję.. ..albo na dziesiątki innych czynności.
Kosmetyki
Już sam weganizm, jako jak najbardziej etyczny sposób życia, „wymusza” spore ograniczenie do marek produktów, których się używa, aby były one nie testowane na zwierzętach i z wegańskim składem. Znacznie mniejszy wybór, to i bardziej świadome kupowanie, bo „nie możesz” (z racji swoich przekonań) sięgnąć po dziesiątki dostępnych produktów. Mi wystarczy kilka bezpiecznych, etycznych firm z wegańskimi produktami i ich się trzymam – a na całe gamy ofert firm nieetycznych nawet nie spoglądam, więc nie mam chęci wypróbowania, przetestowania czy zakupu „bo promocja”. Po więcej o wegańskich kosmetykach w nieco minimalistycznym wydaniu odsyłam do tego posta.
Reklamy
Reklamy spożywcze – nie działają. Reklamy firm nieetycznych – nie działają. Reklamy kosmetyków – nie działają. Tak to właśnie jest. Będąc na surowym weganizmie nie dotyczą mnie właściwie żadne reklamy spożywcze, więc nie jestem podatna na kupowanie produktów w nich zawartych. Po prostu. Nie jest to obiekt jakiegokolwiek zainteresowania czy postrzegania tego, jak cokolwiek co chciałabym lub powinnam kupić. Unikam firm testujących na zwierzętach, więc kosmetyki czy inne wynalazki takich koncernów nie mają możliwości zachęcić mnie do wyłożenia pieniędzy na ich produkty. Nic tu po reklamach, jeśli wiem, że koncern jest daleki od etycznego traktowania zwierząt i nic tu po prezentacji produktów spożywczych, jeśli w moich oczach nie są one jedzeniem.
A przy okazji.. ..weganizm to oczywiście zminimalizowanie okrucieństwa wobec zwierząt na tyle, na ile tylko jesteśmy w stanie.
Tyle na temat prostoty i minimalizowania. Może ktoś właśnie od tej strony zainteresuje się przejściem na surowe, roślinne odżywianie? Żeby uprościć, trochę odciąć się od konsumpcjonizmu, mieć więcej czasu..?